bardziej poetycko... czyli bez slow...




































Rowerami

Ilez mozna lezec, a za jedyny sport miec joge o wschodzie slonca :) Rozejrzyjmy sie troche dookola. Wynajmujemy zatem pewnego popoludnia rowery. Zajezdzamy naszymi maszynami pod bambusowa restauracje, parkujemy i udajemy sie na pycha kolacje. W miedzyczasie zapada ciemna noc, ale niczym nie zrazone wyciagamy z plecaka czolowke i jedziemy. Przeciez znamy droge, ktora nigdy nie jechalysmy... Damy rade! Kiedy jednak koncza sie wszystkie zabudowania robi sie naprawde ciemno... na jednym drzewie dostrzegamy w swietle latarki znak - Danger, bad DOG... no i wiecie jak to ja i bad dog - nogi za pas i zmykam :) Zawracamy, bo co jesli oprocz psa droge zastapi nam nosorozec? Albo lew? hihi :)

Postanawiamy zostawic rowery w najblizszym osrodku i udac sie do domu na piechote, wzdluz plazy - w ten sposob sie nie zgubimy :) Wlasciciel osrodka byl jednak na tyle mily, ze odwiozl nas wraz z rowerami do domu :)

Rano wskakujemy na nasze maszyny (troche im do mojego Kellysa brakuje, ale korba sie kreci, a przerzutki Shimano daja rade)... Objezdzamy wyspe, za dnia latwiej znalezc droge w lesie :) Nosorozca nie spotkalysmy jednak, ale byly Slonie :)

I tak nie wiedzic kiedy dzien minal... Kolejny...




































ponizej zdjecie wykonane z filtrem polaryzacyjnym, podziekowania dla darczyncow :)



































Docieramy na nasza rajska plaze

Udajac sie jeszcze dalej kolejna lodzia docieramy na wyspe Koh Mak. Zostawiam mame z bagazami, biore mape w reke i udaje sie pieszo na obchod wyspy w poszukiwaniu cichej plazy z milymi chatkami. Zadanie nielatwe do wykonania, bo zar leje sie z nieba, wyspa gorzysta, wiec nawet wspinac sie musze. Ale oczywiscie nie ma to jak cos samej znalezc :) Po drodze kilka nieciekawych osrodkow, wedruje dalej. Woda sie skonczyla, wedruje dalej... ledwo dysze, wedruje dalej... az nagle przed mymi oczami ukazuje sie klimatyzowana informacja turystyczna. Ufff...  nie ma to jak znalezc cos samej :) Bardzo mily pan dzwoni do wlasciciela cudnych chatek na ponoc cudnej plazy, aby po mnie przyjechal. No nie wiem... na zdjeciach chatki nie wygladaja najlepiej... Ale co robic siadam za wlascicielem na skuterze i mkniemy! Na najsliczniejsza, jak sie pozniej okazalo, plaze na wyspie. Mieszkamy na samym brzegu szumiacego morza. Zajadamy sie owocami (tymi z morza tez), bujamy w hamakach, czytamy, nie robimy prawie nic ...






Posted by Picasa

I nie dzieje sie nic...

Nasz nowy Dom. Tak na chwile, by odetchnac szumem rozbijajacych sie o skaly fal. Lagodna bryza owiewa nasze ciala, i spokoj, tylko spokoj...

A to jest wlasciwa perpektywa widzenia swiata :)

I nie dzieje sie nic...

And don't ask me where I am from :) Michal, Basia - thanks a lot!

Uciekamy od zgielku duzego miasta

Podroz, zmiana klimatu, zmiana czasu, halas Bangkoku bardzo nas zmeczyly. Postanawiamy uciekac. Natychmiast. Tam, gdzie bedzie malo ludzi, cisza, szum fal i delikatna bryza... przy tym coraz blizej Kambodzy. Zatem jedziemy na Ko Chang.
Najpierw tramwajem wodnym:

Potem kolejka podniebna (Sky Train):
W ten sposob dojechalysmy do dworca wschodniego skad 5,5 godziny do Tratu autobusem lokalnym z lokalesami i klimatyzacja. Dotarlysmy w sam raz na czas, aby znalezc nocleg przed zmrokiem, kolacje i tajski masaz stop... Odlot!
No i dalej w droge, lapiemy jeepa na wybrzeze  wskakujemy na prom na Ko Chang.
Sa walentynki, wiec dziewczyny z kwiatami ... :)
Czy pisalam juz ze owoce morza jemy 2 razy dziennie, codziennie? :)

Dalysmy czadu

W Bangkoku na kazdym rogu jest oprocz swiatyni takze biuro turystyczne, w ktorym mozna wykupic kazda wycieczke, min. na slynny plywajacy targ. Ale jechac klimatyzowanym autokarem wypchanym turystami na super komercyjna wycieczke? O nie, nie z nami te numery! Postanowilysmy wziac sprawe we wlasne rece... Zakupilysmy mape linii autobusowych, znalazlysmy na mapie dworzec, z ktorego kursuja normalne lokalne autobusy na plywajacy rynek i nastawilysmy budzik na 5:30 :) Dzwoni... o kurcze ciemna noc... spimy dalej... I tak ze 3 razy az w koncu nastal swit o 6:30...

Podobno autobusy sa raczej dobrze oznakowane w Bangkoku, no i wiemy juz dlaczego "raczej"... Otoz audobusy owszem, wysmienicie opisane sa przypisanymi numerami, ale przystanki wcale... Nie wiadomo ktory autobus z ktorego przystanku jedzie ani w ktora strone, no chyba, ze te szlaczki na wiacie jednak cos znaczyly.... :) Obserwujemy zatem co sie dzieje... Acha, trzeba przejsc na druga strone ulicy, tam juz 2 razy odjechal nasz autobus :( Potem tylko przesiadka na dworcu, 2 godzinki klimatyzowanym autobusem i juz jestesmy na plywajacym markecie. Oczywiscie od razu chca nas wpakowac w lodke za 250zl :) Nie z nami te numery, kochani. Rozgladamy sie... targujemy ostro, odchodzimy obrazone! No i oczywiscie dalo sie poplynac za 30zl za godzine :)

A targ okazuje sie totalna azjatycka tandeta. Wozili nas od stoiska do stoiska z typowymi byle jakimi pamiatkami. No ladne to i kolorowe, ale daje straszna komercha...Ale poplywalysmy sobie troche. Udalo mi sie uwiecznic kilka bardziej naturalnych scen. No sami sobie popatrzcie:





Wracajac mialysmy troche szczescia, bo wszyscy turysci dawno juz odjechali...  na stopa zlapalysmy starsze malzenstwo, ktore podwiozlo nas do najblizszego dworca, skad busikiem ekspresowo wrocilismy do Bangkoku. Tak wyglada pani bileterka w autobusie miejskim, chodzi i potrzasa drobniaki, aby przypadkiem nie zapomniec zaplacic za bilet :) (80gr)


No, dzielne dziewczyny z nas sa. Poradzilysmy sobie same i to za polowe ceny wycieczki komercyjnej :)
zasluzylysmy na relaksujacy wieczor...

One night in Bangkok?



No i stalo sie. Jestesmy w Bangkoku i to nie tylko na jedna noc... jak z piosenki :) Rzeczywiscie zlota swiatynia jest niemal na kazdym rogu :) Delikatnie rzecz ujmujac troche tu cieplo, wiec niespiesznym krokiem suniemy w kierunku najslynniejszych zabytkow, czyli Wat Po z Lezacym Budda o dlugosci 46m i Wat Phra Kaew ze Szmaragdowym Budda, mikroskopijnych rozmiarow (w porownaniu do lezacego...), ale jego zdjecia juz nie bylo wolno zrobic....