Propaganda, tylko propaganda...

Od Hue troche przyspieszamy tempo, bo okazuje sie, ze to dopiero polowa Wietnamu, a juz niedlugo musimy wracac do Bangkoku... Zatem Hue zwiedzamy w ekspresie. Najpierw nocny autobus z Hoi An (ktory nota bene wyjezdzal o 7 rano...) Spimy wiec cala droge nadrabiajac zaleglosci. Mamy miejsca lezace. Po poludniu logujemy sie w hotelu i spokojnie udajemy w strone starego miasta. Hue bylo niegdys siedziba krolow. Stare miasto to tak naprawde "zakazane miasto", do ktorego zwykli smiertelnicy wstepu nie mieli. Palac niestety zostal zrujnowany w czasie wojny, ale spora czesc udalo juz sie odbudowac.



































Zgodnie z planem mamy w Hue tylko jeden wieczor, bo kolejnego dnia po poludniu wsiadamy w nocny autobus do Ha Noi. I wlasnie w ten jeden wieczor przy palacu krolewskim odbywa sie proba generalna do zblizajacego sie swieta. Masa Wietnamczykow w tradycyjnych strojach i procesja z modlitwa o deszcz.

Podchodza do nas studentki anglistyki pocwiczyc jezyk. Dowiadujemy sie wtedy skad wzieli sie przebierancy :).
JA: - A co mozecie nam jeszcze powiedziec o Hue?
STUDENTKA: - O! Hue to najbardziej romatyczne miejsce w Wietnamie! Tu jest cudownie. (zgadzam sie jest milo)
JA: A gdzie jeszcze w Wietnamie bylas?
STUDENTKA: - W zasadzie to nigdzie. Tu sie urodzilam i tu mieszkam.... (nie bede dziewczyny uswiadamiac, skoro mieszka w najbardziej romantycznym miescie :)
Co moze zdzialac propaganda...





































Etykiety: | edit post
0 Responses

Prześlij komentarz