Singapur po raz pierwszy

Kolejne miasto wita mnie ulewnym deszczem. O siódmej nad ranem wysiadam z nocnego autobusu z Georgetown, w samym sercu Singapuru, prosto pod wylewającą się z nieba wodę... Hmm... znów nowy kraj, nowa waluta... Chwila na ogarnięcie się i złapanie orientacji w mieście. W końcu wsiadam w autobus, który ma mnie podwieźć bliżej, tym razem zarezerwowanego wcześniej, hostelu. Kawałek do przejścia na piechotę, ale w takim deszczu nie dam rady. Siadam więc w kawiarni jakiegoś biurowca, zajadam się chińskimi parowańcami i popijam zieloną herbatę.

Przy okazji obserwuję przybywających do biur pracowników. Faceci - prosta sprawa - w garniturach. Biurowa moda kobiet jest oczywiście bardziej urozmaicona :). Królują spódnice, sukienki, a większość długości MINI! Do tego szpilki, choćby to były klapki czy sandały, ale zawsze na szpilce! W europejskim biurze niejedna Pani szybko zakończyła by karierę z powodu nieadekwatnego stroju, ale tu wyraźnie towarzystwo jest bardziej liberalne :))

Po deszczu Singapur ukazuje mi sie w całej okazałośći. Jest piękny! Wszędzie czysto, kolorowo, wszystko nowe, pachnące, błyszczące. Nie ma naganiaczy, natrętów, bałaganu, śmieci, zamieszania... Jak miło... i spokojnie, i można cały dzień spacerować i nie być zaczepianą przez nieznajomych.Ulga dla samotnie podróżującej kobiety :)







































































































































































I niezwykle urokliwe China Town z absolutnie świetnym jedzeniem:










































































Drugiego dnia NARESZCIE przylatuje tato! I mamy przed sobą cały miesiąc wspólnych wakacji w Indonezji. Tu powinno być zdjęcie z tatą, ale jego Singapur również przywitał ulewą...



Etykiety: | edit post
0 Responses

Prześlij komentarz