A jednak Lombok

Tak nam się spodobało na Bali, że zarzuciliśmy plany podróży na Lombok. Pojechaliśmy tylko zobaczyć port, z którego wyruszają promy i ..... coś się w nas obudziło..... tęsknota za nowymi, nieodkrytymi lądami! Wróciliśmy na wieczór  do Nyomana ze świeżą rybą w bagażniku, Wayan zrobiła z niej pyszną zupę. Spakowaliśmy się następnego ranka i ruszyliśmy w drogę. Przecież to rzut beretem. Pół godziny na promie i już będzie Lombok...

No rzut beretem to to nie był, raczej młotem, bo płynęliśmy 4,5 godziny, a jeszcze około godziny czekaliśmy na wypłynięcie z portu. Z krótkiej podróży zrobiła się całodzienna niemal wycieczka, a nie mieliśmy prowiantu.... z głodu uciekłam się do ostateczności - ekspresowej zupki chińskiej serwowanej na pokładzie :)
Przy okazji zawieramy nowe znajomości, dopytujemy o kulinaria Lomboku, miłe miejsca, ceny etc.




Brzegi Lomboku ukazały swoje piękno od razu, tzn po tych 4 godzinach podróży... :)























Długa podróż zaowocowała tym, że był czas na zapoznanie się z przewodnikiem, zjeżdżając na ląd wiemy już, że udajemy się w prawo na południe aż za Pelangan (bo tam jeszcze nie ma drogi, nie jeżdżą autobusy, a zatem nie będzie turystów! Tylko my!).
Tyle, że i miejsc noclegowych niemal nie ma... ale ostatecznie zamieszkaliśmy u szwajcarsko - lombockiego małżeństwa w domku na plaży. Ona gotowała, a on pływał na łódce :) Ot tak!
Kolejnego dnia odkrywamy magię tego rejonu. Absolutnie zapierające dech w piersiach widoki. Pełnia pięknej natury...






















































































Celem podróży jest pewna odludna i ponoć piękna plaża, na której dawno temu, jeszcze przed zamachami na Bali, odbywały się światowe mistrzostwa w Windseurfingu (albo Surfingu, nie pamiętam...) plaża ponoć należy do Amerykanów, ale w praktyce jest dla wszystkich, tyle, że nikogo tam nie ma.... :) Miejsce jak z dziecięcych książek podróżniczych...































Pod koniec dnia dojeżdżamy na koniec świata czyli do wioski Bangko Bangko, by podziwiać wyruszającaych w morze rybaków na indonezyjskich łodziach proa...



























Wieczorem w domu czeka na nas wyśmienita kolacja. Oczywiście na plaży :)
Etykiety: | edit post
3 Responses
  1. wheyman Says:

    Super, że wreszcie nadrabiasz zaległości!!! To co polecasz bardziej? - Bali czy Lombok? ;)


  2. Dotychczas nie szukałam żadnych blogów podróżniczych, ale autorzy jednego z nich znaleźli mój i zainspirowali mnie do poszukiwania podobnych. O dziwo znalazłam ich mnóstwo i musiałam stworzyć nową kategorię linków w blogu, by je wszystkie pomieścić… ;)

    Twój blog spodobał mi się, bo świetnie piszesz, a do tego zdjęcia są zjawiskowe. W ogóle blog prezentuje się świetnie. Jak zrobiłaś to cudo z drogowskazem?

    Blog dodałam do obserwowanych oraz do naszych linków (będę wdzięczna za to samo).

    Pozdrawiam

    Sol

    http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/


  3. Sz.Sz. Says:

    Witam

    bardzo sie ciesze że ktoś zachwyca sie Lombok. Polecam nieodkryte wyspy - niedaleko Bangko Bangko jest wyspa Gili Gede i tam mili francuzi maja kilka domkow na samej plazy. Uroczo pusto i bajkowo.
    http://madak-belo.com/

    Jezeli ktos woli pozostac na ladzie to proponuje zapytac miejscowych o Andreasa - niemca ktory ma bradzo przyjemne domki.

    pozdrawiam
    Szymon


Prześlij komentarz