W krainie herbaty, czyli Cameron Highlands

Wylegując się na Perhentian rozmyślam, gdzie by tu się dalej udać... Mam jeszcze ponad 2 tygodnie do spotkania z tatą w Singapurze. W zasadzie Malezja jakoś mnie nie kręci. Ludzie mniej przyjaźni niż w krajach, które odwiedziłam do tej pory, no i jedzenie zupełnie mi nie podchodzi... (ok, może poza świeżym rekinem :)...

Tu nie, tam nie chcę... O! Jest cisza i spokój i dżungla w krainie zwanej Cameron Highlands! A do tego około 20-24 stopnie Celcjusza. Bajka! Trochę ochłody po tropikach. Kupuję bilet na busik i jadę. Prawie cały dzień. Tuż przez zachodem słońca docieram do Fathers Guesthouse w Tanah Rata, który gorąco polecam! Bardzo tani jak na malezyjskie warunki i można tu spotkać całą masę podróżników w różnym wieku. Nawet 70 letnią Marion, która sama przemierza Azję z plecakiem (oczywiście w swoim tempie)!
http://fathers.cameronhighlands.com/

























































Najtańsze miejscówki są w byłych koszarach wojskowych:























Postanawiam zapuścić tu korzenie na jakieś 7-10 dni. Spotykam Monikę, która od roku już włóczy się po Azji i razem szwędamy się po plantacjach herbaty. Cameron Highlands słyną bowiem ze wspaniałych plantacji. Stąd pochodzi słynna w Azji marka herbaty - Boh (taki nasz Lipton, równie niespecjalnej jakości, w każdym bądź razie nie dla prawdziwych smakoszy - chyba, że ktoś się lubuje w sztucznych aromatach...). Ale plantacje są piękne...



Poniżej pijalnia herbaty w iście cudownym otoczeniu :)




































































































Etykiety: | edit post
0 Responses

Prześlij komentarz