Hej w gory, w gory.....

Znow jestesmy tylko we dwie. Na szczescie ze skuterem i nowymi umiejetnosciami :). Tym razem wysypiamy sie do oporu i po porzadnym sniadaniu wyruszamy.... Tylko jak tu teraz nawigowac bez Blazeja... Idziemy z mapa do wlascicieli naszego guesthousu i pytamy w ktora strone na wysoka gore. Oni nie znaja nazw ulic swojego miasta i nie bardzo radza sobie z mapa, ale wlasciciel powiedzial, ze nas wyprowadzi na swoim skuterze poza miasto. OK, siadamy na swoj i jedziemy za nim. Przybral jednak dziwny kierunek jazdy. "Pewnie jedziemy na obwodnice" -   mysle sobie. Kiedy jednak wyprowadzil nas idealnie w kierunku, ktory eksplorowalysmy wczoraj, zatrzymujemy go.... No i oczywiscie nieporozumienie, bo on myslal, ze my chcemy do kolejki linowej, a tymczasem my chcemy pochodzic po gorach, tych z drugiej strony miasta :) Zawracamy zatem!
Poza miastem droga prosta - czyli moj ulubiony kierunek :) zatrzymujemy sie na pycha wietnamska kawe (do tego herbata gratis). Przeciez mamy czas...

A po gorach lazilysmy pol dnia: w gore i w dol, jak to w gorach. Dotarlysmy na 2100m, czyli wyzej niz Sniezka, tylko pietra roslinnosci znane z geografii tu nie dzialaja, bo zamiast kosodrzewiny regularny sosnowy las, a zamiast turni regularny sosnowy las :) Widoki warte stromej wspinaczki.




































Na szczycie gory dziewczyny z mniejszosci etnicznej wyrabiaja rozne cacka od portfeli, przez kosmetyczki po torby i plecaki. Wiekszosc recznie przedziona. Sliczne. I jak tu nie kupic i nie wspomoc mniejszosci...

Etykiety: | edit post
0 Responses

Prześlij komentarz