O Matko i Corko!

Po niemal dziewieciu godzinach, zamiast zapowiedzianych szesciu, docieramy do Dalat. Miejscowosci letniskowej zalozonej jeszcze przez Francuzow. Miejsce zostalo wybrane ze wzgledu na lagodny klimat. Temperatura jest tu bowiem okolo 10 stopni nizsza niz nad morzem. Jestesmy w wysokich gorach - cos na ksztalt naszych Karkonoszy, ale Dalat zwane bylo za czasow kolonialnych Malym Paryzem. Zgadnijcie dlaczego...

Skoro jak w Karkonoszach, to mialam nadzieje, ze moim oczom ukaze sie miejscowosc podobna do Karpacza, cicha i przytulna z licznymi kafejkami.... Nic z tego - nadal duze zageszczenie motorow i huk, i brak uroczych kafejek... Mialysmy odpoczac a bedzie jak zawsze? .... Mamy na szczescie wynaleziony w necie i zarezerwowany hotelik. Dzwonimy proszac, by po nas przyjechali na dworzec. Za chwile podjezdzaja na skuterach dwie dziewczyny, wiec ladujemy sie za nimi z mama na te skutery, a kazda z nas ze swoim duzym plecakiem na plecach.... Myslalam, ze to niezly wyczyn, ale dalej bylo jeszcze lepiej :)

Wieczorem wpadaja do nas Beatka i Blazej z dzieciakami (umowilismy sie wczesniej na spotkanie w Dalat).Wesola rodzinka wlasnie konczy swoja roczna podroz dookola swiata. Wow! Zrobili na nas wrazenie!
Jesli chcecie poczytac to zapraszam na:
http://hoparoundtheglobe.com/
W chwili obecnej ich podroz juz zakonczona. Szczesliwie wrocili do Wroclawia (zanim przyszly chmury...)

Siadamy razem na dobrym jedzonku i przy piwie planujemy kolejny dzien. Mialysmy z mama nic nie robic, ale skoro mamy takie doborowe towarzystwo... To do dziela....  Jest jeden szkopul jednak: tu wszedzie jest daleko, a zorganizowana wycieczka kosztuje 18 dolcow od osoby... Beata i Blazej maja skutery.... No tak, fajnie, ale ja nigdy nie prowadzilam skutera, no i prawo jazdy zostalo w Polsce.... W ubieglym roku jechalam po raz pierwszy jako pasazer...

Beata na to: "To nie jest bardzo trudne" majac na mysli "To moze sprawiac pewne klopoty"
Ja tlumacze z jezyka Beatkowego na Dobrusiowy: "to jest latwe" :)
Hmm...  czyli dam rade, zwlaszcza z mama na plecach... co tam...
Blazej namawia, zapewnia, ze tu nikt nie wymaga prawa jazdy. No dobra, umawiamy sie na jazde probna na rano.
Lekcja trwala jakies 15min, a potem mama wsiadla za mna i pojechalismy. A na ramieniu nasze dusze, ledwo nadazaly bidule :) Nie spodziewalam sie, ze mama ma tyle odwagi  :) Cale szczescie, ze to Blazej ogarnial ruch uliczny, mape i skrety.

No i stalo sie!
Ja - wielka przeciwniczka motorow - wsiadlam na skuter i pojechalam. Co ta Azja robi z czlowieka! 

Najlepiej jechalo sie prosto, przy zakretach bylo gorzej, zwlaszcza w lewo. Te motory z kazdej strony... i tyle ich... Ale poinstruowano mnie, ze jak bede jechac rownym tempem, to wszyscy mnie wymina (z przodu, z tylu, z prawej i z lewej....i na raz ze wszystkich stron tez!). Rany, ze tez nie zgubilam duszy na ktoryms skrzyzowaniu! Moj Stroz mial co robic, caly dzien! Pilnowal, aby dusza grzecznie siedziala na ramieniu :) albo przynamniej na rurze wydechowej :)

Dzien byl wspanialy, frajda ogromna! Dojechalismy do dwoch wodospadow. I byly slonie! Dziekujemy Beacie i Blazejowi za wspolnie spedzony czas i ekspresowy kurs jazdy skuterem :)

Etykiety: | edit post
2 Responses
  1. wheyman Says:

    Ale przygody!! Mi się akurat w Dalat podobało! Co ciekawe, autobus z Sajgonu tez mial jechac 6 godzin, a wyszlo tego 9 - przymusowy postoj po drodze, bo podobno sie zepsulismy. W trakcie tego postoju ukradziono ludziom laptopa, aparaty cyfrowe, a takiemu jednemu to nawet telefon komorkowy. Mam nadzieje ze w waszym przypadku obylo sie bez takich niespodzianek...


  2. Dobruś Says:

    No u nas bylo spokojniej. Po Wietnamie warto podrozowac z biurem Singh Travel (dawne Singh Cafe), tanie i bez ekscesow. No mi w Dalat sie podobalo, ale dookola :)


Prześlij komentarz