No i mialy byc skutery...

i nie pytajcie mnie jak to sie stalo, ze wyjechalismy na motorach Suzuki Van Van... Dyplomatycznie skwituje, ze trafilismy na dobrego sprzedawce :) Jules Classic Rental mozemy spokojnie polecic. 50zl dniowka za motor z pakietem ubezpieczenia.
Ja mialam tylko jedna zagwozdke - jakze tu na takim duzym motorze, taka drobna Blondynka ma zmieniac biegi... bo ta Blondynka jeszcze nigdy nie zmieniala biegow, nie mowiac o jezdzie na prawdziwym motorze... No byl skuter w Wietnamie, ale automatic i to nie to samo, co ten Ryczacy Smok. Jade wiec na jazde doszkalajaca. W 15 min oceniam, ze biegi zmieniac sie da... co prawda z mozgownicy paruje, bo myslec musze gdzie sprzeglo, gdzie gaz i ze sprzeglo jak hamuje i ze do gory, to do gory, a w dol, to w dol.... :) uff.... nie wywalilam sie i wbilam nawet czworke! I zawrocilam kilka razy!























Niech bedzie zatem motor i dla Blondyny. Adrenalina skacze, motory gotowe do drogi. Jest prwie 16,  jedyne 42 stopnie w cieniu. Jedziemy!
 Instruktor wyprowadza nas za miasto. I dobrze, bo akurat teraz robi sie naprawde tloczno. Jade i mysle jak sie te biegi zmienia. Jedynka, dwojka, trojka... Dobra, wiecej na razie nie potrzebuje. Azymut: tylny zderzak motoru Roberta. STOP! Czerwone. Aha.... Ocieram pot z czola.
- Jak idzie?
- Znakomicie! I juz mysle jak tu jedynke wbic, gdy zablysnie zielone....
Co drugie skrzyzowanie gasnie mi silnik. Mam nadzieje, ze z daleka nie widac, ze nie umiem jezdzic. A jednak.... O k...! Policjant na mnie macha... no nie...... to sobie pojezdzilam... pewnie z daleka wypatrzyl, ze sobie srednio radze....
...ale nie... nie podchodzi... A! mam przepuscic pieszych. To milo! Przepuszczam i jade dalej. Uratowana! Tylko azymut sie zgubil... O cholera! Zostalam sama. Co robic? No, zatrzymam sie i poczekam az mnie sami znajda, hihi... Przy okazji pare lykow wody, bo jest masakrycznie goraco. Znalezli, ale troche sie naczekalam :)






















Za miastem bylo juz milo. Kierunek byl moj ulubiony: prosto! I nie trzeba bylo juz tak biegami machac. Rozbolaly mnie od tego paluchy u nogi. Trzeba bedzie na przyszlosc jakis inny patent opracowac :)













































Na miejsce do Thalat dotarlismy juz po ciemku. Wiedzac, ze w Laosie wszystko wczesnie zamykaja, zrzucilismy tylko bagaze i juz na jednym motorze pojechalismy cos zjesc.. A to nie bylo proste. Menu cale w szlaczkach i Pani no speak English... Marzyl nam sie ryz z warzywami, ale jak to wytlumaczyc? Pokazujey na niedojedzona zupe na stoliku obok. Zobaczymy co bedzie... I byl ryz :) Pycha!



No i jeszcze obowiazkowa ochrona przeciwkomarowa :)
Etykiety: | edit post
1 Response
  1. Unknown Says:

    Cudownie Córcia! Ale się uśmiałam! Ty to potrafisz pisać, jakbym tam była.


Prześlij komentarz