Laosowy epilog

Żal wracać do Vientianu, jeszcze byłoby miło trochę się na tych motorach pokręcić tu i tam, pooddychać atmosferą laotańską, ponicnierobić, popatrzeć w niebo, podjeść jeszcze trochę smażonego ryżu i zupy makaronowej :) Mamy jednak pewne wiążące terminy (koniec urlopu...).

W drodze powrotnej zepsuł nam się jeden motor, coś huczało stukało i na szczęście nie rozwaliło się do końca, zdążyliśmy dojechać do tzw "autoryzowanego serwisu". W takich sytuacjach docenia się fakt posiadania ubezpieczenia na motor :) Całe to zdarzenie opóźniło nas jeszcze bardziej.

Aby ominąć główną drogę zjeżdżamy na jakieś boczne, trochę kluczymy, ale przynajmniej ciężarówki nie oddychają nam w nos. Jedziemy przed siebie! No chyba, że droga się właśnie kończy na brzegu jakiegoś rozlewiska a prom właśnie opuścił brzeg :)























Dalej zdarzyło się coś, co raczej nie miało by miejscać się w Europie... Prom zawrócił, aby przyjąć nas na pokład. Yupi!











































Ostatnie laotańskie cudne widoki:





















Niektórzy są już bardzo zmęczeni... a jeszcze ze 100km drogi...





















Mimo zmęczenia bardzo trudne jest pożegnanie z motorami. Tyle razem przejechaliśmy, tyle dzięki nim doświadczyliśmy. Żegnajcie motory! Żegnaj Laosie!
Etykiety: | edit post
0 Responses

Prześlij komentarz